Przełom na Bałtyku. Ruszyła pierwsza konkurencyjna aukcja dla morskich farm wiatrowych
Polska transformacja energetyczna wchodzi w decydującą fazę. W środę, 17 grudnia, Urząd Regulacji Energetyki (URE) przeprowadził pierwszą w historii kraju konkurencyjną aukcję dla morskiej energetyki wiatrowej. Gra toczy się o wysoką stawkę – udostępniono bowiem wsparcie dla projektów o łącznej mocy zainstalowanej sięgającej aż 4 GW. Jest to istotna zmiana w stosunku do poprzedniego etapu rozwoju sektora offshore w Polsce, kiedy to pomoc publiczna przyznawana była w trybie indywidualnych decyzji administracyjnych. Teraz o podziale rynku decyduje mechanizm konkurencyjny.
Zasady gry i finansowanie
Aukcja, oznaczona symbolem AMFW/1/2025, odbyła się za pośrednictwem dedykowanej platformy internetowej. Sesja licytacyjna rozpoczęła się punktualnie o godzinie 8:00 i trwała do 18:00 czasu lokalnego. Zwycięzcy przetargu mogą liczyć na solidne zabezpieczenie finansowe swoich inwestycji w postaci 25-letnich kontraktów różnicowych (CfD).
Regulator ustalił sztywne widełki cenowe, które mają gwarantować opłacalność, ale i chronić odbiorców końcowych przed nadmiernymi kosztami. Ceny maksymalne, jakie mogli zaoferować inwestorzy, zostały zróżnicowane w zależności od lokalizacji farmy i wynoszą od 485,71 zł/MWh do 512,32 zł/MWh (co w przeliczeniu daje zakres ok. 115-122 euro). Aby wziąć udział w postępowaniu, deweloperzy musieli legitymować się odpowiednimi certyfikatami dopuszczenia oraz przedstawić projekty, które rozpoczną generację energii elektrycznej dopiero po rozstrzygnięciu przetargu.
Giganci walczą o koncesje
Choć URE nie ogłosiło jeszcze oficjalnych wyników, rynek huczy od spekulacji na temat uczestników. Według doniesień agencji Reuters, do walki o nowe moce stanęli najwięksi gracze w regionie. Wśród faworytów wymienia się Polską Grupę Energetyczną (PGE) oraz koncern Orlen. Swoje zainteresowanie potwierdziło również konsorcjum prywatnej Polenergii i norweskiego Equinora, które rozwija projekt Bałtyk 1.
Aby zapewnić uczciwą rywalizację i uniknąć monopolizacji, w regulaminie aukcji zaszyto mechanizmy bezpiecznikowe. Wymagane było przystąpienie do licytacji co najmniej trzech niezależnych podmiotów, a łączna pula przyznanego wsparcia nie może przekroczyć 90 proc. mocy oferowanej przez wszystkich uczestników. To wymusza presję cenową i eliminuje ryzyko, że każdy zgłoszony projekt otrzyma dofinansowanie „z automatu”.
Infrastruktura i lokalizacja
Kluczowym elementem układanki jest możliwość wyprowadzenia mocy z morza na ląd. Projekty zgłoszone do aukcji muszą znajdować się w ściśle określonych strefach wyłącznej strefy ekonomicznej, wskazanych w ustawie o offshore, i posiadać techniczne możliwości przyłączenia do Krajowego Systemu Elektroenergetycznego. W dniu ogłoszenia aukcji dostępność mocy przyłączeniowych wyglądała obiecująco, choć nie wszędzie.
Inwestorzy mogli celować w przyłącza w stacji Choczewo (dostępne 2111 MW) oraz Krzemienica, gdzie potencjał jest największy i wynosi 5265 MW. W planach uwzględniono również nową stację elektroenergetyczną 400 kV na Pomorzu Zachodnim z pulą 4560 MW. Warto odnotować, że stacja w Słupsku nie dysponuje obecnie wolnymi mocami przyłączeniowymi dla nowych projektów z tego rozdania.
Długofalowa strategia
Zakończona w środę aukcja to dopiero początek cyklicznego procesu. Zgodnie z przyjętą strategią rządową, Polska planuje organizować podobne przetargi co dwa lata, aż do 2031 roku. Ma to zapewnić ciągłość inwestycji i pozwolić na zbudowanie silnego łańcucha dostaw w oparciu o krajowe porty i firmy wykonawcze. Na ten moment branża z niecierpliwością oczekuje na komunikat URE z ostateczną listą zwycięzców, co ostatecznie ukształtuje krajobraz energetyczny na Bałtyku na najbliższe dekady.